Luksus planowania

czyli dwa pociski rakietowe spadły na terenie Polski

lato z Mire w Amsterdamie, 2021

W dzień przed wymyślonym rozpoczęciem wojny, w którą mało kto wierzył, a ja sama miałam nadzieję, że nigdy się nie wydarzy, siedziałam w moim mieszkaniu na Mokotowie. Żółta lampa, którą przywiozłam z Rotterdamu rzucało ciepłe światło na różową kanapę ze sklepu meble Manhattan. Na Manhattanie nigdy nie byłam, ale był zupełnie w zasięgu mojego wzroku. Mogłam planować, a wyjechać, jeśli bym sobie tego zażyczyła – już jutro. Świat był taki prosty.

Nie przypominam sobie, żeby w roku 1913 przewidywano nadejście wojny. Oficerowie marynarki wojennej od czasu do czasu kiwali głowami i mówili pół głosem – Der Tag – ale słyszeliśmy to od lat. nie przywiązywaliśmy do tego żadnej wagi. Stanowiło tło opowieść szpiegowskich i nie było rzeczywiste. Żaden naród nie może być na tyle szalony, żeby walczyć z drugim, chyba tylko w Pendżabie albo w jakichś odległych zakątkach świata

Agata Christie “Autobiografia”

Myślałam o tym, jak dobrze jest planować, co upiecze się na Święta. O minionym dniu i przeprowadzonych rozmowach – jakie filmy warto zobaczyć, który lump w Warszawie jest wart odwiedzenia i o tym, że z obiadów wtorkowych powinnyśmy uczynić tradycję. O wszystkich pinach na GoogleMaps, z knajpkami w Warszawie, które kiedyś chcę odwiedzić. O tym, że jutro muszę ćwiczyć “Addio Pomidory” w tonacji G-mol. Że mój voucher od linii lotniczych niedługo straci termin ważności, więc trzeba by gdzieś pojechać. I gdzie znowu włożyłam paszport?

Jak dobrze jest mówić “jutro” i być tak tego pewnym, że owo jutro się wydarzy. Wybiegać myślami do Świąt, zapachu pierniczków i mieć dylematy pokroju tego, czy Wigilia odbędzie się u nas, czy u Izy. I nagle, kiedy okazuje się, że tego ma nie być, perspektywa świątecznej kłótni brzmi nawet lepiej niż jej brak. A co dopiero określenie “kiedyś” muszę to zrobić. Jaki to luksus planować. Od jakiegoś czasu coraz bardziej to doceniam.

Leave a comment